czwartek, 12 września 2019

Andrew Wyeth: Wiele myślę i marzę o wszystkich ludziach, którzy tam gdzieś istnieli

Najbardziej cenionym malarzem w USA jest zmarły w 2009 roku Andrew Wyeth. Twórczość tego realisty porównywana jest często do prac współczesnego mu Edwarda Hoppera (pisaliśmy o nim kilkakrotnie TUTAJ). Obaj malowali świat, w którym żyli na co dzień, lecz o ile Hopper rejestrował życie miasta, to Wyeth był wiejskim Amerykaninem. Poza tym różniło ich wiele. Hopper studiował w Paryżu, natomiast Wyeth spędził całe życie na amerykańskiej prowincji między Chadds Fordem i Maine. Łączył ich natomiast stosunek do sztuki: obaj byli pewni, iż amerykańska sztuka może istnieć i rozwijać się bez pomocy Europy.
 
Postanowiliśmy pokazać naszym czytelnikom kilka jego prac, bo jest w nich coś, co przemawia do wszystkich ludzi, na każdej szerokości geograficznej. Może dlatego, że jego dzieła, podobnie jak u Hoppera mają wymowę melancholijną. 

Malował starzejących się ludzi i zbrązowiałe, martwe rośliny. Wiele myślę i marzę o tym co zdarzyło się w przeszłości i przyszłości - o bezczasowości skał i wzgórz - o wszystkich ludziach, którzy tam gdzieś istnieli (...)  Uważam, że sztuka dociera tak daleko i tak głęboko, jak sięga miłość - powiedział w jednym z wywiadów w 1965 roku.
 
Wyeth, mimo pewnej popularności, żył na uboczu, daleko od Wielkiego Świata i mediów. Był tajemniczym człowiekiem, który godzinami włóczył się samotnie po okolicy. Malował wiele portretów, pracując z ulubionymi modelami, wśród których była jego sąsiadka Helga. Jednak nie znosił, gdy ktoś przyglądał mu się podczas pracy.
 











Popatrzmy zatem na kilka wybranych obrazów, jest miedzy nimi kilka aktów, niezmiernie klasycznych będących wyrazem hołdu malarza dla kobiecej urody, a także wnętrz domu, gdzie bohaterami są zwykłe sprzęty i zwierzęta. Poza tym mamy jeszcze obrazy o tematyce jakże znanej nam z dzieł Edwarda Hopper'a: samotnych kobiety i mężczyzn siedzących przed otwartym oknem i wpatrujących się... przed siebie? a może raczej w głąb siebie?

Wśród obrazów jest jego najbardziej znane dzieło: Christina's World (1948), które ukazuje kobietę siedzącą na polu plecami do widza i wyciągającą się w stronę domu na wzgórzu. Jest to sąsiadka Wyetha z Maine, Anna Christina Olson. Była niepełnosprawna, częściowo sparaliżowana po przebytym w dzieciństwie polio.  Z opowieści rodziny Wyetha wiadomo, że nie przejmowała swoją  ułomnością i starała się tak żyć, jakby jej ona nie dotykała. Jednak jeśli tego nie wiemy, to spoglądając na obraz odczuwamy niepokój: nie wiemy czemu kobieta kuli się na wzgórzu, jakby chciała uciec lub podejść do domu tak, aby z jego okien nikt jej nie dostrzegł...
Tak emocjonalne prace stały się natchnieniem dla poetów i muzyków. Jeden z kompozytorów, którym był  Van Stiefel (LINK) stworzył kilka piosenek opartych na  płótnach Andrew Wyetha, bo, jak wyjaśniał, Jego obrazy są po prostu najeżone dźwiękiem

Stiefel, profesor kompozycji muzycznej na West Chester University, znany jest jako twórca eksperymentalnej muzyki elektronicznej. Używa komputerów i gitar elektrycznych. Jego Wyeth Songs oparte są na prostych melodiach rozpisanych na perkusję, gitarę, efekty elektroniczne i chór. W parti słownej wykorzystał wiersze Davida Livewella "Woven Light”, wydane w 2010 roku z inspiracji prac Wyetha.

Andrew Wyeth urodził się 12 lipca 1917 roku w Chadds Ford, jako najmłodszy z pięciorga dzieci ilustratora i grafika NC Wyeth. Jedna z jego sióstr, Henriette, która zmarła w 1997 r., również była malarką, podobnie jak jeden z jego dwóch synów, Jamie. Jego drugi syn, Nicholas, został handlarzem dzieł sztuki. W 1998 r. Muzeum Farnsworth w Rockland w stanie Maine otworzyło galerię i centrum badań poświęcone twórczości NC, Andrew i Jamie Wyethów. Wszystkie dzieła prezentowane tu pochodzą ze oficjalnej strony artysty (LINK). 


Czytajcie nas - codziennie nowy wpis, tego nie znajdziecie w mainstreamie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz